Gdy zastanawiamy się nad nowym hobby, jedną z pierwszych rzeczy jest zwykle próba zrozumienia co nam będzie do realizacji tej pasji potrzebne, czyli zastanawiamy się nad tak zwanym “sprzętem”. Na wstępie zaznaczam, że żadna firma nie płaciła mi za product placement (w sumie szkoda, bo chętnie przytuliłbym trochę grosza 😉 )
W przypadku żeglarstwa morskiego, lista ta może być bardzo długa i tak kosztowna, że zaprze nam dech w piersiach i przysiądziemy z wrażenia. Ale zasadniczo tylko wtedy, gdy wpadniemy na pomysł, żeby zostać armatorem. Wówczas, istotnie, “sky is the limit”.
Dla przeciętnego, “urlopowego”, żeglarza morskiego lista ekwipunku jest zadziwiająco krótka i rachunek za nią wcale nie musi opiewać na równowartość samochodu osobowego klasy średniej. Bardzo dużo zależeć będzie od tego z kim i gdzie pływamy. No i jakie są nasze potrzeby w zakresie obwieszenia się metkami różnych designerskich marek.