Kategorie
Reportaż

Dwa miesiące w boatyardzie. Część ósma. Przez Pentland Firth.

Stoję na parkingu przed Lidlem, który spokojnie mógłby sobie napisać na fasadzie „the northernmost Lidl in Mainland UK”. Czekam na Caroline, nowego załoganta Chrisa oraz jego przyjaciela, z którym przyjechali z Inverness. Kolega Chrisa wyświadcza nam uprzejmość i najpierw zabiera nas na pobliski przylądek – atrakcję turystyczną John O’Groats, a potem bierze do sklepu, żebyśmy mogli dokupić co cięższego prowiantu. Oni kupują, a ja stoję i przyglądam się cieśninie, którą bardzo nie chciałem płynąć, ale splot okoliczności sprawił, że jednak przyjdzie mi to zrobić.

Gdyby nie to, że doskonale wiem, że jest początek lipca, to na podstawie obserwacji pogody musiałbym odnieść wrażenie, że mamy połowę marca. Słońce to się pojawia, a to znika między postrzępionymi i szarymi, galopującymi chmurami. Temperatura to pewnie niecałe piętnaście stopni, ale tężejący, północno zachodni wiatr, będący pewnie efektem wyżu gdzieś w okolicach Grenlandii, sprawia, że jest bardzo nieprzyjemnie. Wiatr i niedobór snu z ostatnich kilku dni, powodują, że nawet kurtka sztormiaka, którą mam na sobie nie pomaga i drżę z zimna.

Kategorie
Reportaż

Dwa miesiące w boatyardzie. Część 6. Maj.

Decyzję o wypłynięciu do Polski podejmuję jakiś tydzień po opuszczeniu jachtu na wodę. Trochę wcześniej, w maju czuję się na tyle zadomowiony w Ardrossan, że całkiem poważnie zaczynam rozważać pozostanie tam na dłużej.

Globalna pandemia zdaje się być w maju i czerwcu 2020 już w odwrocie. Niedługo później polski premier ogłosi, że się w ogóle już zakończyła i że wirus już jest pokonany.

W Polsce mają miejsce wybory prezydenckie, które się nie odbywają. Za to unieśmiertelniają nazwisko Jacka Sasina. To chyba pierwszy przypadek w historii, że zapamiętany zostanie polityk, który nie dość, że nie wygrał wyborów to nawet w nich nie kandydował. Ale za to z pełnym przekonaniem twierdził, że uda mu się je szybko zorganizować.